Wybraliśmy się z Włóczykijem na wyprawę do Imielna, z drabiną, piłą, sekatorami, workami.
Jak możecie zobaczyć, działaliśmy równo. Wybitne osiągnięcia miał Michał, który jechał równo, tnąc co popadnie dużym sekatorem.
Stąd pobraliśmy dużą ilość opału.
A tu możecie zobaczyć obstrzyżony klon zwyczajny, Michał obrównywał go z drabiny.
Dzisiaj mówi że ma lekkie zakwasy, ale tylko lekkie.
Tata wyczesywał zeschnięte liście z irysów syberyjskich.
Sadzawka skuta lodem.
A tu zbieramy się do powrotu.
Jak widzę ten napis, to za każdym razem robię mu zdjęcie.
A tu gotowe liście z odciskiem bergenii, które zrobiłam na warsztatach ceramicznych dla dorosłych w Glinianej Kuli na Ogrodach. Wałek był bardzo ciężki, a po zajęciach miałam mocne zakwasy i byłam zmęczona i głodna. Tym samym zdecydowałam, że muszę zabierać przekąskę dla siebie na takie wyjazdy.
W sali są przestronne okna, które za dnia wpuszczają dużo światła. Pracownia jest miła i przestronna, a kwiaty gipsówki w słoikach dodawały artyzmu i wdzięku.
Moje liście odpoczywają między deskami. Są obciążone na czas suszenia, żeby nie wybrzuszały się.
Prowadząca ma niesamowitą wiedzę o glinie, technologii, piecach. Sama pracownia ma dużo zakamarków i ciekawych miejsc. Jeden z pieców jest nowy i śmierdzi podczas wypalania, bo cegły się jeszcze nie wypaliły.
Ostatnie ujęcie obciążonych liści. Liście po wypaleniu i poglazurowaniu przymocuję do ściany w piwnicy. To pierwsze podejście do tematu mozaiki, która mocno zwraca moją uwagę, szczególnie w twórczości artystów epoki PRL, kiedy musieli sobie radzić z tego co było, co obfitowało pięknymi rozwiązaniami. Taka idea jest mi bardzo bliska, bo przypomina klocki LEGO, a ja uwielbiam (Michał też) uniwersalność LEGO i uniwersalność rzeczy z IKEA. Elastyczność dopasowania jest cudowna, bo można zestawiać te obiekty, przedmioty, dekory w najróżniejsze zestawy, odpowiednio do swoich potrzeb.
Cały czas ćwiczę ćwiczenia na przeponę i emisję głosu i mam zakwasy wzdłuż przepony. Nie wiem czy mam dalej ćwiczyć, skoro przepona jest tak obolała.
Tu drugi fragment pracowni z obiektami na sprzedaż.
Poniżej róża z bukietu od Michała na Walentynki. Przepiękna i pachnąca (!) o dziwo, bo róże kwiaciarskie raczej rzadko pachną i jak się na taką trafi, to jest skarb.
Dzisiaj Reksiu nie mógł wytrzymać po moim powrocie z zakupów i głabnął papierowy worek z ciastkami, żeby sprawdzić czy jest coś psiego. No nie było, znalazłam rozbebeszony worek i zostawione ciastka. Zdecydowałam, że pies też musi dostać swój worek, pocięłam rybkę, zawinęłam i schowałam. Bardzo krótko szukał worka, po czym błyskawicznie rozbebeszył, wessał rybkę i tyle.